HOME / ABC SOUTHAMPTON / Jestem silna! Dam radę! Mieszkam w Southampton

Jestem silna! Dam radę! Mieszkam w Southampton

mieszkam w Southampton


Jestem silna! Dam radę!eszkam w Southampton!

Mieszkam w Southampton.

Dla młodej kobiety, mieszkającej w Southampton, w Wielkiej Brytanii, matki dwójki ślicznych maluchów, szczęśliwej od 8 lat żony mężczyzny, z którym była od 11 lat, świat na chwilę stanął w miejscu. To było najtrudniejsze doświadczenie w jej dotychczasowym życiu… Ale świat ruszył, jest zupełnie inny, ale to, co najważniejsze, udało się ponownie twardo ustawić na solidnych podstawach.

Dziewczyna nie chce ujawniać swoich personaliów, dlatego nadajmy jej imię – Ewa, jak pierwsza kobieta i matka.

Red.: Jak opisałabyś początek tej historii? Zanim wszystko zaczęło się gwałtownie i tak dramatycznie zmieniać?

Ewa: Uważałam, że żyję w udanym związku. Mojego partnera znałam od 11 lat, od 8 byłam jego żoną. Mój mąż był opiekuńczy, ciągle powtarzał, że mnie kocha, a co więcej dawał temu wyraz. Kwiaty, wspólne świętowanie przy różnych okazjach: dzień kobiet, walentynki, rocznice, a czasem bez okazji. Pisał dla mnie wiersze. Nasi znajomi uważali, że jesteśmy małżeństwem idealnym. Czasem koleżanki zazdrościły mi kochającego męża, który czasem był nawet zazdrosny o czas, który poświęcałam komu innemu niż on. Wspólnie kupiliśmy samochód, udało nam się również nabyć mieszkanie. Długo staraliśmy się o dzieci, ale w końcu pojawiły się i one – moje najukochańsze skarby, najważniejsze istoty w moim życiu.

Red.: Jakim ojcem był Twój mąż?

Ewa: Moim zdaniem był wspaniały. Ja opiekowałam się dziećmi, dbałam o dom i rachunki, on pracował. Ale mimo pracy troszczył się o córeczkę i synka, opiekował się nimi, kiedy wracał z pracy. Kąpał maluchy, bawił się z nimi, przytulał, układał do snu. Wspólnie robiliśmy z maluchami wycieczki do parków, lasu, nad morze. Prawdziwa idylla. Nie miałam mu wtedy nic do zarzucenia. Chwilami, aż nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Jestem silna! Dam radę!

Red.: Czy miałaś przeczucia, że dzieje się coś złego?

Ewa: Nie! Absolutnie nie. Wszystko było w najlepszym porządku. Mąż zadbał o to, żeby dzień kobiet był dla mnie wspaniałym dniem i taki był. Nie miałam powodu nic podejrzewać. Dopiero następnego dnia był jakiś dziwny. Ale składałam to na karb zmęczenia, jakiejś chwilowej niedyspozycji. Nie miałam powodu, żeby podejrzewać, że zbliża się coś złego. A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. W ciągu trzech dni runął mój uporządkowany świat, w którym ja i moje dzieci byliśmy kochani, mieliśmy męża i ojca, który o nas się troszczył oraz bezpieczny pełen miłości dom.

Red.: W ciągu trzech dni?

Ewa: Tak, mojemu mężowi wystarczyły 3 dni, aby skończyć trwający od 11 lat związek. W piątek zaczął do mnie wysyłać smsy, w których pisał, że zasługuję na coś lepszego. Zupełnie nie rozumiałam, o co mu chodzi. Przecież wszystko między nami tak dobrze się układało! A kiedy wrócił do domu, Zimno i z całkowitą obojętnością oświadczył mi, że już od roku mnie nie kocha i odchodzi. Byłam zszokowana i po prostu nie mogłam pojąć, jak to jest możliwe. Od roku?! Jak to możliwe? Przecież wszystko tak dobrze się między nami układało. Nie mogąc sobie poradzić z emocjami, poszłam do mojej siostry. Kolejnego dnia mój mąż podczas rozmowy powiedział mi, że przegrał sporą sumę w ruletkę. Wyznał mi, że ma problem z hazardem. W tym momencie byłam przekonana, że to właśnie jest przyczyna tego, co wydarzyło się poprzedniego dnia.

Red.: Jak na to zareagowałaś?

Ewa: Zadeklarowałam wsparcie. Powiedziałam, że jakoś wspólnie rozwiążemy ten problem. Zapewniałam go, że może liczyć na moją pomoc. W końcu jesteśmy małżeństwem, mamy dzieci, pokonamy trudności. Jest przecież terapia, można skorzystać z fachowego wsparcia. Ja bardzo poważnie traktowałam sakramentalne „na dobre i na złe”

Red.: Czy to coś zmieniło?

Ewa: Nie! Mąż definitywnie oświadczył, że odchodzi. Twierdził, że nikogo nie ma. Później okazało się, że pięć dni wcześniej poznał kobietę u siebie w pracy. Wystarczyło 5 dni znajomości, żeby zniszczyć to, co budowaliśmy wspólnie przez 11 lat, zostawić swoją ponoć ukochaną żonę i dwójkę małych dzieciaczków.

Red.: Jak to zniosłaś?

Ewa: W sobotę po tej rozmowie dostałam zapaści nerwowej, wylądowałam w szpitalu – czułam się, jakbym była sparaliżowana, nie byłam się w stanie poruszać, mówić, a nawet swobodnie oddychać. Maluchy zostały z moją siostrą. Siostra powiadomiła o tym mojego męża, ale on uznał, że to jakiś kiepski żart. W szpitalu był ze mną jego przyjaciel. Po prostu ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości i sympatii nie chciał mnie zostawić samej. Tak minął weekend. W poniedziałek mąż chciał jechać do urzędu składać papiery rozwodowe. Po trzech dniach! Oświadczył, że chce się wyprowadzić. A we mnie coś pękło. Kazałam mu wyprowadzić się natychmiast. W końcu dotarło do niego, że postanowiłam stawić temu czoła i po prostu nie chcę już tego dłużej ciągnąć. Jestem silna! Dam radę!

Red.: Podjęłaś decyzję. Ale jaką miałaś wizję przyszłości? Byłaś przecież mamą na pełny etat, nie pracowałaś, zajmowałaś się dziećmi…

Ewa: Jeszcze w niedzielę, kiedy poczułam się lepiej po powrocie ze szpitala, spotkałam się z Tonym Weaferem z Lighthouse. Tony bardzo mi pomógł. Siedziałam u niego i płakałam, szalały we mnie emocje. Nadal nie rozumiałam, co się stało. Żal mnie zjadał od środka. Na dodatek nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość. Byłam bez pracy, z dwójką małych dzieci, z kredytem na mieszkanie. Mąż zostawił mnie ze 100 funtami i niezapłaconymi rachunkami. Ogarniała mnie panika. Ale Tony, jak zwykle, wiedział, co, kiedy i jak robić. Pomógł mi ustalić, co muszę zrobić. Musiałam działać, o dziwo konieczność uporania się z różnymi formalnościami była dla mnie bardzo dobra. Zamiast wypłakiwać oczy, musiałam się zmobilizować, wyjść z domu i zacząć wędrówkę po różnych placówkach. mieszkam w Southampton

Red.: Trudno się pozbierać w takiej sytuacji. Co cię motywowało do tego?

Ewa: Moje dzieci! Musiałam dla nich żyć i ułożyć to nasze nowe samotne życie. Tony był nieocenioną pomocą. Już w niedzielę wychodząc od niego, miałam rozpisany plan wszystkiego, co muszę zrobić. W poniedziałek miałam już osobne konto. W ciągu tygodnia udało mi się zaaplikować o benefity na dzieci i otrzymać pozytywną decyzję. Niebawem dostałam pracę. Pracuję w nocy, dzięki temu mogę być z moimi skarbami w dzień. W pracy akceptują to, że mogę pracować tylko w określonych godzinach, wiedzą, że jestem teraz samotną mamą. W ciągu dwóch tygodni znalazłam dla dzieci przedszkole. Na początku było ciężko. Moje dzieci bały się, że zostawię je w tym obcym miejscu. Bały się, że zniknę z ich życia tak jak tata. Są naprawdę malutkie i trudno im zrozumieć całą sytuację. Moje dzieci bardzo tęskniły za ojcem. Przecież to on wieczorem bawił się z nimi, układał je do snu. Zrobiły się lękliwe i osowiałe. Po prostu serce się kroiło, kiedy na to patrzyłam. Ale powolutku wszystko jakoś się układało. Przedszkole im się spodobało. Tylko kiedy przychodzili do mnie znajomi męża, kleiły się do każdego mężczyzny, jakby próbując sobie zrekompensować brak taty.

Red.: Czy Twój mąż odwiedza dzieci?

Ewa: W tydzień po tym całym wydarzeniu, w sobotę odwiedził maluchy. Niestety zauważyłam, że nie był nawet w połowie tak zaangażowany, jak wtedy, kiedy mieszkał z nami. Było to tak, jakby miał do spełnienia jakiś obowiązek. Niewiele zostało z tego troskliwego i opiekuńczego taty. Po tej wizycie obiecał, że przyjdzie następnego dnia i nie pojawił się przez 5 miesięcy!

Red.: Czy robiłaś mu jakieś problemy, jeśli chodzi o widywanie się z dziećmi?

Ewa: Ależ skąd! Wręcz przeciwnie! Próbowałam cały czas się z nim skontaktować, żeby zaaranżować spotkanie z dziećmi. Wysyłałam mu ciągle smsy, oczywiście tylko w sprawie maluchów. Wiesz, ja postanowiłam, że muszę odstawić na boczny tor swoje odczucia, żale i emocje, że po prostu muszę zrobić wszystko, co mogę dla moich dzieci. Chciałam za wszelką cenę, żeby kontakt dzieci z ojcem się nie urwał. Ale jak widać, tylko ja tego chciałam.

Red.: Jak na to wszystko zareagowali wasi znajomi?

Ewa: Przede wszystkim dostała ogromne wsparcie od rodziny – mamy i siostry. Już tydzień po całym zdarzeniu przyleciała do mnie moja mama. Była dla mnie prawdziwą ostoją. Teraz ponownie do mnie przyjechała, wiem, że mogę na nią liczyć w każdej sytuacji. Siostra, która mieszka w Wielkiej Brytanii, była ze mną od samego początki. Nie wiem, jakbym sobie bez niej poradziła!Byłam bez pieniędzy, a moja kochana siostrzyczka podtrzymywała mnie na duchu, kupowała mnie i dzieciom jedzenie, ubranka. Teraz kiedy pracuję na noce, ona zostaje z moimi maluchami. Jeśli chodzi o znajomych po pierwszym szoku, kiedy to nie mogli uwierzyć w to, co się stało, byli dla mnie prawdziwą podporą. Koledzy męża bez ogródek powiedzieli mu, co o nim myślą i odwrócili się od niego. Natomiast ja mogłam liczyć na ich wsparcie i pomoc. To naprawdę fantastyczni ludzie. Było mi ciężko, ale świadomość, że mogę liczyć na tyle osób, była naprawdę budująca. Szczególnie, że na światło dzienne wychodziły kolejne historie. Mąż otrzymał od swojego ojca pieniądze, które miały być wkładem na nasze mieszkanie, to była spora suma, na którą teść wziął w Polsce kredyt. Ja o tym dowiedziałam się dopiero teraz (teść wspominał, że jego syn prosił go o zachowanie dyskrecji). Okazało się, że całą sumę przegrał w kasynie. Teraz jego ojciec sam spłaca kredyt. Mąż usunął mnie ze znajomych z Facebooka. Wyrzucił ze swojego profilu wszystkie zdjęcia moje i dzieci, zastąpił je tymi, na których był z nową partnerką. To było dla mnie bolesne. Znacznie później dowiedziałam się, że to ta kobieta na to nalegała.

Red.: A jak z Twoimi emocjami?

Ewa: Wiesz, dnie miałam zajęte. Musiałam być pogodna i uśmiechnięta, ze względu na dzieci. Zresztą moja sytuacja finansowa była już ustabilizowana. Do reszty motywowały mnie moje maluchy. Najgorsze były wieczory. Samotne i pełne czarnych myśli, żalu… Krzyczałam w poduszkę i płakałam. Nie chciałam, żeby moje dzieci mnie słyszały, ale tylko w ten sposób udawało mi się rozładować emocje. Jestem silna! Dam radę!

Red.: Czy próbowałaś korzystać z pomocy mediatorów?

Ewa: Oczywiście, że tak. Niestety mój mąż nie odbierał telefonów, a na smsy nie reagował, nie pojawiał się na umówionych spotkaniach.

Red.: Czy nie odezwał się do tej pory? mieszkam w Southampton

Ewa: Otóż nie. Po 5 miesiącach odezwał się. Chciał do mnie wrócić. Mnie właściwie teraz zależało tylko na tym, żeby zaczął się widywać z dziećmi. Mąż wycofał papiery rozwodowe. Ale ja już nie chciałam jego powrotu. Straciłam do niego zaufanie. Moje emocje w końcu ostygły. Nie chciałam już wracać do tego, że okazało się czymś, co można porzucić po 5 dniach znajomości z nową kobietą i co można przekreślić w ciągu trzech krótkich dni… Stanowczo powiedziałam, że nie ma możliwości, żeby wprowadził się na powrót do mieszkania. Mąż przez tydzień angażował się w życie dzieci, po tygodniu kiedy zdecydował się jednak wrócić do swojej partnerki, jego zainteresowanie dziećmi spadło. Na początku ustaliliśmy grafik, żeby określić, kiedy on opiekuje się dziećmi. Po jakimś czasie mąż nie chciał już tak często spotykać się z dziećmi. Ostatnio odwoływał spotkania. W końcu oświadczył, że będzie walczył w sądzie o to, żeby rzadziej spotykać się z dziećmi. Tak myślę, że cały pomysł z powrotem jest związany z tym, że znudziło mu się przebywanie z kobietą tak despotyczną jak jego obecna partnerka. A że jego sytuacja nie pozwala na to, żeby nawet samodzielnie wynająć sobie pokój, to wymyślił sobie, że do mnie wróci. Dzieci nie były chyba w tej sprawie najważniejsze. Dla mnie to po prostu niewyobrażalne!

Red.: To prawda. Zazwyczaj ojcowie walczą o to, żeby móc się spotykać z dziećmi jak najczęściej! Chcę cię zapytać o jeszcze jedną rzecz. Czy miałaś jakieś problemy z nową partnerką swojego męża?

Ewa: Niestety tak! Opowiadała znajomym bzdury o mnie i moim małżeństwie. Były obraźliwe smsy od niej. Ale w końcu przekroczyła granice. Kiedy mąż starał się, żeby przekonać mnie do tego, aby mógł wrócić do domu, jego partnerka próbowała ugrać co innego. Wywołała awanturę, groziła mnie i moim dzieciom. Zadzwoniłam na policję. Teraz ta kobieta ma zakaz zbliżania się do nas.

Red.: Miejmy nadzieję, że już nie będzie naruszać Twojego spokoju. A jak myślisz, czy Twój mąż będzie chciał się widywać z dziećmi.

Ewa: Mimo tego, że bardzo bym chciała, żeby tak było, nie wydaje mi się, żeby dążył do tego. Sam przecież zadeklarował, że będzie walczyć, żeby z dziećmi widywać się rzadziej. Ja będę się starać, ale to on musi tego chcieć.

Red.: Co, po tych wszystkich przeżyciach, możesz teraz powiedzieć o sobie?

Ewa: Przede wszystkim to, że jestem silną i odpowiedzialną kobietą, zaczynam w siebie wierzyć. Na początku byłam przerażona tym, że zostałam sama z dwójką maluchów. Teraz powoli zaczynam dostrzegać plusy – stałam się samodzielna i zorganizowana. Niczego nam nie brakuje, nie mam na głowie długów mojego męża,. Mam to, co najważniejsze – moją ukochaną córeczkę i ukochanego synka, mieszkanie i stabilizację finansową. Dla moich dzieci zawsze będę się starać. Mimo tego, że nadal zdarzają się trudne chwile, to teraz wiem, że dam radę. Dla moich dzieci. Chcę, żeby mimo wszystko były szczęśliwe, żeby czuły się bezpieczne i kochana. Są tego warte. Są warte wszystkiego co najlepsze i będę się starała dać im to! Jestem silna! Dam radę!

Red.: Dziękuje za rozmowę.

mieszkam w Southampton

 




więcej o Fundacja Lighthouse

Fundacja Lighthouse Charity. Naszą misją jest pomagać w integracji wszystkim osobom z Europy Wschodniej mieszkającym w Zjednoczonym Królestwie, dbając jednocześnie o zachowanie ich tożsamości narodowej i kulturowej. Masz problem, z którym nie możesz sobie poradzić - skontaktuj się z nami!

Sprawdź

Blue Badge, Gdzie Mogę Parkować

Blue Badge, Gdzie Mogę Parkować?

Tym razem zajmiemy się kolejnym aspektem związanym z niebieskimi plakietkami. Prostym, ale zarazem również, niezwykle istotnym dla każdego kierowcy, który ma problemy z chodzeniem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

one × one =

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.